Takich gadżetów nie powstydziłby się nawet znany z filmów akcji as brytyjskiego wywiadu. Długopis, który świeci, tnie, rozbija szyby i jest nie do zdarcia to prawdziwe cacko. Można jednak zadać pytanie, dlaczego Antoni Macierewicz zamówił tysiące takich egzemplarzy?
Nie ma w tym nic z żartu. Okazuje się, że minister obrony narodowej chce być jak Chuck Norris i z nawet najbardziej prozaicznego narzędzia uczynić broń do zadań specjalnych. W tym wypadku padło na długopisy, które mają być wielozadaniowe, a dokładniej rzecz biorąc – „taktyczne”.
Tak właśnie mają się nazywać długopisy, które zamówiło Ministerstwo Obrony Narodowej. Resort ogłosił właśnie przetarg na tysiąc długopisów taktycznych, które mają spełniać masę różnych, narzuconych przez ministerstwo, wymogów. Wśród nich są m.in. możliwość pisania w temperaturach od -37 do 120 stopni Celsjusza, wykonanie z aluminium lotniczego, uzbrojenie w nóż, latarkę LED i zbijak do szyb.
Jak dotąd nie zostało jednak wyjaśnione po co resort Macierewicza zamawia takie niesamowite gadżety. Ani na swojej stronie, ani w przekazach medialnych minister obrony nie wytłumaczył skąd pomysł na takie zabawki. Może chodzi jedynie o wybicie się na tle innych ministerstw, które używają zwykłych długopisów?
MON może mieć jednak problem z tymi niesamowitymi gadżetami. Fakt, że te posiadać mają w sobie nóż, czyni z nich broń białą. Oznacza to, że albo te cudowne długopisy otrzyma tylko garstka wybranych, albo do ich użytku potrzebne będzie… pozwolenie na broń.
pt
Artykuł Macierewicz zamówił długopisy jak z Jamesa Bonda. Za 83 000 zł. Po co? pojawił się po raz pierwszy na Pikio.pl.